Skróty klawiszowe:

Strona wykorzystuje pliki cookies.
Dowiedz się więcej...

biuro@mok.pl

32 672 28 82

Centrum Kulturalnych Spotkań

Aktualności

Koncerty w Zawierciu to spotkania z przyjaciółmi

Koncerty w Zawierciu to spotkania z przyjaciółmi

Coroczny koncert „Wiesław Ochman i Jego Goście" jest już od niespełna ćwierć wieku tradycją Zawiercia. Wybitny tenor wystąpił na scenie MOK „Centrum” wraz z zaproszonymi gośćmi już dwudziesty czwarty raz. Cel był, jak co roku, ten sam - pozyskanie funduszy na zakup sprzętu medycznego dla zawierciańskiego szpitala. W przeddzień koncertu Mistrz wyraził zgodę na przeprowadzenie z nim rozmowy. 

Kamil Pietrzyk: Jest Pan od ponad dwudziestu lat Honorowym Obywatelem naszego miasta, a od niemal ćwierć wieku występuje przed zawiercianami na sali, nomen omen, własnego imienia. W przyszłym roku będzie to dwudziesty piąty, ćwierćwieczny koncert. Jakie znaczenie ma w Pańskim, zapewne wypełnionym po brzegi, kalendarzu coroczny charytatywny koncert na rzecz Szpitala Powiatowego w Zawierciu? Z jakimi emocjami, odczuciami Pan do nas przyjeżdża? 

Wiesław Ochman: Przyjeżdżam jak do przyjaciół. Nie traktuję tego koncertu w kategoriach komercjalnych. To jest spotkanie z przyjaciółmi. To pierwsza sprawa. Po drugie, jest to bardzo ważna pozycja w moim kalendarzu występów dlatego, że ja Zawiercie bardzo lubię, cenię to miasto, bardzo dobrze się w nim czuję, mam tu przyjaciół, ale przede wszystkim na tych koncertach mamy okazję zaprezentować młodych ludzi, młodych śpiewaków, którzy są laureatami konkursów, a jednocześnie oni w swoim życiorysie napiszą, że po raz pierwszy z Orkiestrą Filharmonii Zabrzańskiej wystąpili w Zawierciu, więc to jest też bardzo ważna rzecz.  Zawiercie będzie im się kojarzyło z tym, że po raz pierwszy spotkali się ze znakomitą publicznością, że mieli szansę zaprezentować właśnie tutaj swoje umiejętności i swój kunszt. Jest to bardzo ważna, jak nie najważniejsza, data w moim kalendarzu dlatego, że wymaga wspólnego ustalenia zarówno z Filharmonią, jak i z władzami miasta, władzami Miejskiego Ośrodka Kultury, także ze mną i solistami. To jest dosyć skomplikowana operacja. Pan Jarosław Świtała  w tym wszystkim bardzo dobrze się czuje i pomaga. Nie waham się powiedzieć, że jest to najważniejszy punkt w moim kalendarzu. 

Kamil Pietrzyk: Powiedział Pan kiedyś, że o mało nie został chuliganem. Warszawska Praga, gdzie Pan dorastał, do dziś ma zresztą reputację niebezpiecznej dzielnicy. Życie potoczyło się na szczęście pomyślniej. Jest Pan wybitnym tenorem,  który za rok będzie świętował okrągły jubileusz sześćdziesięciolecia działalności artystycznej. W związku z tym chciałbym zapytać o to, jakie jest na dzień dzisiejszy Pana największe marzenie związane  z działalnością artystyczną – ze śpiewem operowym, a może i z malarstwem? 

Wiesław Ochman: Jeśli chodzi o śpiew, to niewiele, bo te partie, o których myślałem, że powinienem je zaśpiewać, już zaśpiewałem. Nigdy nie miałem takich marzeń, że muszę tę partię zaśpiewać, że gdybym tę partię operową zaśpiewał, to będę spełniony. Śpiewałem repertuar od Wolfganga Amadeusza Mozarta poprzez Verdiego, Wagnera, Pucciniego, do naszego Stanisława Moniuszki, Janáčka. Śpiewałem bardzo rozległy repertuar i on mi dawał ogromne zadowolenie. Jeśli chodzi o muzykę, to moim marzeniem jest, żeby opera, kiedy jest reżyserowana przez tzw. „ambitnych, współczesnych reżyserów” zachowała swój etos – żeby śpiewak był przedmiotem tej opery, bo to od śpiewaków wszystko zależy, a nie podmiotem do przestawiania na scenie. Nie chciałbym, żeby opera, która nie jest już taka jak ta dziewiętnastowieczna, czy na początku XX wieku, była na siłę unowocześniana.  Jeśli chodzi o moje malarstwo, to marzę o tym, żebym namalował obraz, który będzie mi się podobał. 

Kamil Pietrzyk: Wykształcił Pan i wypromował w latach swojej działalności artystycznej wielu utalentowanych i cenionych śpiewaków, którzy byli, jak już Pan wspomniał, nagradzani w  prestiżowych konkursach.  Jakie różnice Pan zauważa w odczuwaniu muzyki, we wrażliwości na muzykę, pomiędzy dzisiejszym pokoleniem osób kształcących się w kierunku śpiewu operowego,    a pokoleniem swoim? Czy są to drastyczne różnice?

Wiesław Ochman: Obecnie młodzi ludzie mają dostęp do wszystkiego, np. do Internetu. Myśmy musieli zdobywać nagrania, płyty długogrające, żeby posłuchać Carusa, Mario Del Monaco, Giuseppe Di Stefano, natomiast oni otwierają Internet i mają wszystko. Mają większe możliwości studiowania
i uczenia się, natomiast nie wiem, czy mają większe możliwości startu, bo, pomimo pewnych trudności, które były w tamtych czasach, wszystkie teatry operowe w Polsce bardziej bazowały na śpiewakach rodzimych. To powodowało, że oni mieli szansę, czy myśmy raczej wszyscy mieli szansę rozwijać się na deskach tych teatrów operowych. Zaczynałem w Operze Śląskiej i miałem szalone możliwości.  Dyrektor Włodzimierz Ormicki bardzo dobrze kierował artystycznie tym teatrem i jednocześnie dbał o rozwój młodych ludzi. W tej chwili nie widzę takiego teatru, co by dbał, dobierał, w pewnym sensie, repertuar pod młodego śpiewaka,  który dopiero co skończył studia, albo i nie skończył studiów, bo to różnie w śpiewie operowym bywa.  W tej chwili tego nie ma. Dzwoni się gdzieś do jakiejś agencji, sprowadza się kogo potrzeba, i pod tym względem młodzi śpiewacy mają utrudnione zadanie. W tej chwili mamy wielki wysyp barytonów i sopranów – mniej jest tenorów i mezzosopranów. 

Kamil Pietrzyk: Kiedyś pan powiedział w jednym z wywiadów, że śpiewanie tenorem jest niemalże sięganiem do niebios...

Wiesław Ochman: Tak, to jest bardzo poważny wysiłek duchowy i techniczny.  W każdym razie uważam, że współcześni młodzi ludzie nie ustępują pod względem wokalistyki tym śpiewakom, którzy śpiewali w moim okresie. Może ich działalność, ich głosy są trochę bardziej ujednolicone. Nie chcę powiedzieć, że sklonowane, ale jeżeliby spojrzeć na okładki czasopism, to te wszystkie panie są do siebie podobne. Tutaj także istnieje coś takiego, że nie ma zróżnicowania. Jeśli wymienię tenorów, którzy śpiewali w Teatrze Wielkim: Bogdana Paprockiego, Kazimierza Pustelaka, siebie, Zdzisława Nikodema, Lesława Wacławika, Wacława Domienieckiego, to każdy  z nas dysponował innymi możliwościami, inną barwą głosu, innym repertuarem. W tej chwili ta młodzież jest troszeczkę za mało aktywnie wykorzystywana w repertuarach teatrów operowych. Oni muszą czekać, bo przyjeżdżają jacyś goście z zagranicy. Ja bym postawił jednak na naszych śpiewaków, żeby dać im szansę rozwoju. Myślę, że obowiązkiem każdego dyrektora teatru w Polsce powinno być zaangażowanie tych młodych śpiewaków, zwłaszcza laureatów konkursów, którzy naprawdę mają znakomite głosy, co można stwierdzić w Zawierciu na naszych koncertach. Wtedy to jest z obopólną korzyścią. 

Kamil Pietrzyk: Jak Pan postrzega dzisiejszą kondycję muzyki poważnej? Czy takie zjawisko, jak przenikanie muzyki klasycznej do świata popkultury, rozrywki, jak np. w wykonaniu Grupy MoCarta czy Filharmonii Dowcipu Waldemara Malickiego, cieszy Pana czy może raczej niepokoi?

Wiesław Ochman: Myślę, że muzyka jest albo dobra, albo zła. Ja na przykład nie jestem fanem heavy metalu, ale zdaję sobie sprawę, że on komuś jest potrzebny, wobec tego akceptuję jego obecność, ale nie muszę go słuchać.  Jeśli chodzi o klasykę, to ona zawsze przenikała gdzieś do tych wszystkich elementów popularnych. Weźmy pierwszy z brzegu przykład – pieśni neopolitańskie. Piosenkarz tego nie zaśpiewa, pieśniarz - może, ale śpiewak operowy - na pewno.  One były pisane  z myślą o tych właśnie głosach. „Wróć do Sorrento”  jest to pieśń potężna, czy „O Sole Mio”, i jeśli wszystko jest wykonywane na odpowiednim poziomie, to zmieści się w każdym gatunku muzyki. 

Kamil Pietrzyk: Powiedział Pan, że nie lubi heavy metalu, zatem do heavy metalu się odniosę.      W 2008 roku wystąpił Pan na Przystanku Woodstock wraz z innymi tenorami przed, pozwolę sobie zacytować wypowiedź: „dwustu pięćdziesięcioma tysiącami irokezów i ludzi z kolczykami we wszystkich miejscach”.  Jak Pan dzisiaj wspomina ten występ? Kiedy padła propozycja, żeby wraz z innymi tenorami wystąpić na Woodstocku, zareagował Pan ochoczo, z aprobatą, czy może jednak zrodziło się zwątpienie, że klasyczny repertuar może przecież nie trafić w gusta wielbicieli mocniejszych brzmień?

Wiesław Ochman: Był to pomysł pana Włodzimierza Izbana, który był wówczas dyrektorem Mazowieckiego Teatru Muzycznego. Jerzy Owsiak ucieszył się oczywiście z tego pomysłu, ponieważ na Przystanku Woodstock klasyka nie bywała. Myśmy wytłumaczyli publiczności, że nie ma się czego bać klasyki, że można jej wysłuchać. Słuchacze byli zachwyceni. Sześć razy śpiewaliśmy „Brunetki, blondynki”. To był szał zupełny. Przypominam sobie, że po koncercie przyszedł do mnie taki pan, który był rozebrany do pasa, miał też takie różne powpinane kolczyki, łańcuszki, i takiego irokeza, i powiedział: „Wiesiek, ja będę chodził do filharmonii, tylko powiedz, jak mam się ubrać”. Coś zostawiliśmy, ale to było wielkie przeżycie. Myśmy nie widzieli końca. Oni śpiewali później już ostatni raz te „Brunetki, blondynki”, ja im powiedziałem tekst, oni się nauczyli, i już śpiewaliśmy a capella

Kamil Pietrzyk: Pozwolę sobie zapytać, czego na co dzień słucha Wiesław Ochman? Czy jest to muzyka poważna, operowa, z którą jest Pan związany zawodowo, czy sięga Pan także do nieco innych, może bardziej rozrywkowych, dźwięków?

Wiesław Ochman: Głównie słucham muzyki w samochodzie. Oczywiście też w domu. Słucham na przykład wszystkich dziewięciu symfonii Beethovena w wykonaniu Filharmonii Narodowej pod dyrekcją mojego przyjaciela Kazimierza Korda. Bardzo mi to odpowiada. Następnie, słucham Ryszarda Straussa, flamenco, mariachi (to takie zespoły meksykańskie), Deana Martina, rzadziej Franka Sinatry, Johnny'ego Casha. Słucham Róż Europy. To zespół, w którym mój syn grał kiedyś na klawiszach. Poza tym, bardzo chętnie słucham kolegów – Mario Del Monaco, Franco Corellego i innych, także polskich tenorów i śpiewaków.  Zwykłych piosenek też słucham. Nie mam czegoś takiego, że jest tylko jeden okres twórczości, czy jeden typ muzyki, i ja tego słucham. Nie! Ten zakres jest ogromny: od zwykłych piosenek typu „Everybody Loves Somebody” (utwór wykonywany zarówno przez Franka Sinatrę, jak i Deana Martina – przyp. KP) aż do koncertu fortepianowego Mozarta. Nie mogę powiedzieć, że coś mi najbardziej odpowiada. Słucham wszystkiego. Po prostu. 

Kamil Pietrzyk: W tym roku pożegnaliśmy człowieka, o którym można śmiało powiedzieć, że był ambasadorem muzyki poważnej w świecie popkultury. Mam na myśli słynnego krytyka muzycznego – Bogusława Kaczyńskiego. Nawet ludzie nie będący melomanami, nie słuchający na co dzień klasyki, przyznawali, że lubili słuchać i oglądać  Kaczyńskiego, ponieważ piękną polszczyzną i z niebywałą charyzmą opowiadał o tym bliżej im nieznanym świecie dźwięków.  Podobno sami artyści już nieco mniej go uwielbiali, ponieważ był wobec nich bardzo krytyczny i wymagający. Czy panowie dobrze się znali, przyjaźnili? Jak Pan wspomina Bogusława Kaczyńskiego? 

Wiesław Ochman: Myśmy się znali z Bogusiem Kaczyńskim. Nie znaliśmy się jednak w takim stopniu, żeby się przyjaźnić, niemniej jednak on sobie zdawał sprawę, że ja go bardzo cenię. Uważam, że zrobił wspaniałą pracę. Miał ogromną zaletę – w sposób interesujący i jednocześnie zrozumiały opowiadał o skomplikowanych sprawach dotyczących muzyki operowej. Jednocześnie był kimś, na kogo się czekało. Pomijam sprawę, że był zawsze bardzo elegancki, zawsze dobrze wyglądał. To był bardzo miły człowiek, a poza tym miał wiedzę. Był zawsze świetnie przygotowany i radością było spotykać się z nim. Bardzo go ceniłem. Brałem też, chyba ze dwa – trzy razy, udział w jego programach. Spotykaliśmy się również prywatnie. Czytałem jego książki. Miał dar bardzo dobrego pisania. Jest jedna rzecz, za którą jemu Kiepura powinien tam w niebie podziękować, objąć go. Mianowicie: w okresie, w którym Pana nie było jeszcze na świecie, panowały trochę inne stosunki, ten Kiepura był praktycznie zakazany, jego się nie słyszało.  Dopiero na Akademii Górniczo-Hutniczej w głośniku pierwszy raz usłyszałem Kiepurę. Bogusław Kaczyński spowodował, że właściwie ten Kiepura wrócił w takim ogromnym wymiarze popularności, jaki się może i jemu należał.  Spowodował, że zarówno Marta Eggerth, jak i Jan Kiepura, stali się codziennymi obywatelami w naszym życiu. Martą Eggerth, jak się z nią spotkałem w Nowym Jorku, cały czas mówiła, że „Boguś Kaczyński zrobił bardzo dużo dobrego dla Janka”. To nie tylko to – jest jeszcze Ada Sari, Wanda Wermińska. On przypominał te dawne gwiazdy, które bardzo wiele znaczą dla polskiej wokalistyki. 

Kamil Pietrzyk: Domyślam się, że zapewne jest Pan często pytany przez ludzi, którzy nie mają zbyt dużego pojęcia o muzyce poważnej o to, od czego zacząć swoją muzyczną przygodę z operą, czy mówiąc szerzej – muzyką klasyczną. Jakich rad Pan zazwyczaj w takich sytuacji udziela?

Wiesław Ochman: Jak powiedziałem, mój syn Maciek grał  na klawiszach w zespole Róże Europy. Oni oczywiście robili bardzo ambitną muzykę, ale pewnego razu usłyszał „Bolero” Ravela... No i tu się zaczęło. Grał przez tydzień, codziennie, bez przerwy „Bolero” Ravela, aż sąsiedzi przyszli          
i powiedzieli: „czy u was coś się zacięło?”. Zakochał się w tym utworze, podobnie jak i córka Małgosia. „Bolero” Ravela to taki utwór, który wpada
w ucho, podobnie jak „III Symfonia” Góreckiego. Stefania Woytowicz ją nagrała i w Polsce to nie było popularne, ale w Anglii to był szok. „III Symfonia” była sprzedawana w milionowych nakładach, największych z muzyki poważnej.  Po prostu jest coś w muzyce takiego, że jeżeli mówi się „klasyka”, to ludzie mówią: „aaa, ja tego nie zrozumiem”. Nieprawda, wszyscy zrozumieją. Muzykę odbiera się poprzez wrażenie, podobnie jak i malarstwo. Jak się ktoś zatrzyma przed obrazem, to znaczy, że ten obraz w jakiś sposób działa, a jak przejdzie obojętnie, to znaczy, że nie działa. Tak samo jest z muzyką. Słucha się i tak nagle, ni z tego, ni z owego, słyszy się symfonię Mozarta i choćby jedna część, to jednak może ująć człowieka i wtedy zacznie słuchać. Natomiast, jeśli chodzi o młodzież, niestety przygotowanie w szkołach z muzyki jest, praktycznie rzecz biorąc, żadne, w związku z tym ci ludzie nie mają pojęcia co to jest ta klasyka, dlaczego powinna i może być słuchana . 

Kamil Pietrzyk: Na zakończenie chciałbym poprosić o skierowanie kilku słów do zawiercian: zarówno do tych, którzy kolejny już raz przyjdą na koncert „Wiesław Ochman i Jego Goście”, a także i do tych, którzy w bieżącym roku pojawią się po raz pierwszy. 

Wiesław Ochman: Nie dlatego, że tu jestem, tylko faktycznie, muszę zaliczyć zawierciańską publiczność do jednej z najlepszych na świecie. Jest to prawdopodobnie spowodowane tym, że wszyscy wśród publiczności widzą, zdają sobie sprawę i czują, że ci ludzie, którzy przyjechali do Zawiercia, nie przyjechali ze względu na to, że podpisali jakikolwiek kontrakt. Przyjechali, żeby zaprezentować w sposób najdoskonalszy to, co umieją: swój talent, swoje przygotowanie artystyczne. Po drugie, my mamy tutaj z tą publicznością pewnego rodzaju układ rodzinny. Znamy się już od dwudziestu czterech lat, i w związku z powyższym to jest coś innego. Gdy wychodzimy na scenę, chcemy, żeby ci ludzie wyszli zadowoleni. Nie jest nam łatwo. Jeżeli robi się dwadzieścia cztery koncerty, to za każdym razem musi być inny repertuar (coś się może oczywiście powtórzyć), są inni soliści, trzeba inaczej przygotować całą tę uroczystość, to uroczyste spotkanie. Mamy w tym roku znakomitych malarzy. Jutro zaprezentują się pani Pola Minster i pan Piotr Naliwajko – wybitni twórcy polscy i spotkanie z takimi ludźmi też jest dla publiczności czymś ważnym. Przez te dwadzieścia cztery lata pokazaliśmy bardzo wielu malarzy, natomiast wielką zasługą, zarówno władz,  jak i Miejskiego Ośrodka Kultury jest to, że są katalogi, w których ci malarze zostali zanotowani.  To jest bardzo ważne osiągnięcie! 

Kamil Pietrzyk: Serdecznie dziękuję za rozmowę. Życzę udanego koncertu, i jeśli mogę tak powiedzieć: do zobaczenia i usłyszenia w przyszłym roku!

Wiesław Ochman: Tak jest! Dziękuję bardzo. 

2771

razy

czytano

1368/1413

mok.pl

Zdjęcie: Kino
Zdjęcie: Preloader. Zdjęcie: Preloader.

Kino

Zdjęcie: Galeria
Zdjęcie: Preloader. Zdjęcie: Preloader.

Galeria

Zdjęcie: Zajęcia
Zdjęcie: Preloader. Zdjęcie: Preloader.

Zajęcia

Zdjęcie: Wynajem sal
Zdjęcie: Preloader. Zdjęcie: Preloader.

Wynajem sal

Logo serwisu.

Dane

 

Miejski Ośrodek Kultury "Centrum" im Adama Mickiewicza
42-400 Zawiercie
ul. Piastowska 1
woj. śląskie

Logo serwisu.

Kontakt

 

biuro@mok.pl
32 672 28 82

Zdjęcie: Miejski Ośrodek Kultury im. A. Mickiewicza w Zawierciu
Zdjęcie: Preloader. Zdjęcie: Preloader.
Zdjęcie: Miejski Ośrodek Kultury im. A. Mickiewicza w Zawierciu
Zdjęcie: Preloader. Zdjęcie: Preloader.

Do góry

Logo serwisu.

Ukryj moduł.

Wyszukiwarka

Twoja przeglądarka internetowa, bądź system operacyjny, nie wspierają lektora w polskiej wersji językowej.

Zdjęcie:
Formularz kontaktowy

Pytanie do burmistrza

Zgłoś usterkę

Formularz zgłoszenia